Jak przygotowywałam się do matury?

Cześć, wszystkim!

Mam nadzieję, że to jedno, magiczne słówko, zawarte w tytule notki, tak wiele wyjaśnia. Matura to egzamin dojrzałości, z którym w ostatnim czasie musiałam się zmagać i do którego, jak i do egzaminu z rysunku na studia cały czas musiałam się przygotowywać podczas mojej jakże długiej nieobecności.

W dzisiejszej notce nie skupię się wyjątkowo na rysunkach, a w sumie jedynie podzielę się z wami tym, jak w moim przypadku wyglądały przygotowania. Na początek jednak chciałabym przybliżyć wam obecną strukturę egzaminu dojrzałości.

Jakie przedmioty zdawałam na maturze?
  • na poziomie podstawowym: język polski , język nowożytny (angielski), matematyka
  • na poziomie rozszerzonym: matematyka i historia sztuki
  • dwa egzaminy ustne z: języka polskiego i angielskiego
Wymagania
Aby zdać maturę z przedmiotów na poziomie podstawowym jak i egzaminów ustnych należy mieć minimum 30%, natomiast w przypadku rozszerzeń nie ma dolnej granicy, a co za tym idzie - żeby zdać należy po prostu do rozszerzenia podejść. 

Jak się przygotowywałam? 
Zacznę od przedmiotu, który jest dla mnie najbardziej znaczący, a więc matematyki. Przez 4 lata miałam 5 zmian nauczycieli tego przedmiotu, także podstawę klasa jako tako ciągła, natomiast z rozszerzeniem było tragicznie. W końcu sama zostałam z rozszerzeniem, o które wytrwale walczyłam do końca. Tylko pytanie brzmi: jak? W tym miejscu kluczowa okazała się pomoc rodziców. Dali mi oni wielkie wsparcie wysyłając na ponad 3 godzinne korepetycje z matematyki raz, a co jakiś czas i dwa razy w tygodniu. Prawdopodobnie, gdyby nie oni i kobieta, która mnie uczyła, już dawno mogłabym pomachać marzeniom na pożegnanie.

Książki, z których korzystałam to przede wszystkim podręczniki i zbiory zadań Krzysztofa Pazdro, ale też bardzo przyjemnie pracowało mi się z "Maturą 2017" wydawnictwa Operon. Jeśli zaś chodzi o "Arkusze maturalne" Nowej Ery to szczerze powiedziawszy z racji tego, że nie miałam typowego rozszerzenia, zadania tylko przeglądałam, gdyż wydały mi się one kosmicznie trudne do rozwiązania.



Ucząc się matematyki przez te cztery lata cały czas starałam się pracować systematycznie. Notatki prowadziłam dość skrupulatnie i pedantycznie, a w zeszytach często pojawiały się nawet kilkustronowe analizy bardziej skomplikowanych zadań. Taką metodę nauki wpoiła we mnie nauczycielka, dzięki której zrozumiałam, że ciężką pracą wszystko można osiągnąć.

Poniższy stos to niepełny komplet moich zeszytów od matematyki. Do matury prawdopodobnie wyliczyłam ich około 16-17 z czego każdy formatu A4, a tylko jeden (ten na samej górze) formatu B5. Osobiście uważam, że to i tak za mało, gdyż zdaję sobie sprawę, iż będąc na mat-fizie byłabym w stanie zrobić o wiele więcej.


Przykładowe kartki z zeszytów :)



Kolejnym przedmiotem, który wypadałoby omówić jest bez wątpienia język polski. Dla niektórych wydaje się to być niemożliwe, ale to matury z ojczystego języka bałam się najbardziej. Cóż, tu także niestety, ale podobnie jak w przypadku matematyki miałam nieco mniej, bo już "tylko" trzy zmiany nauczycieli, z czego ostatnia była po prostu fatalna. Nauczycielka niekoniecznie na lekcjach zajmowała się tym, co powinna, a za to co lekcję z chęcią opowiadała nam o swoim życiu prywatnym. W związku z tym, żeby nie tracić czasu ja liczyłam zadania z matematyki i uczyłam się słówek z języka angielskiego. Początkowo próbowałam czytać streszczenia i opracowania lektur, ale czynnikiem, który znacznie mi to utrudniał był harmider w klasie. 

Do działu "Współczesność - wojna i okupacja" raz w tygodniu poświęcałam kilka godzin w sobotę, aby samodzielnie zapełnić zeszyt notatkami o najważniejszych utworach z tego okresu. Wymagania programowe znalazłam w Internecie i to w oparciu o nie poszerzałam swoją wiedzę. Potem polski olałam - przestałam tworzyć notatki, a literatury powojennej uczyłam się już tylko i wyłącznie z książek i pomocy naukowych. 

Przy braku jakiegokolwiek szkolnego bodźca do nauki (np. sprawdzianu powtórkowego), przygotowania na 1,5 miesiąca przed maturą rozpoczęłam na własną rękę. Sobota była właśnie tym dniem, w którym odpoczywałam od cyfr, a skupiałam swoją uwagę na epokach literackich zgodnie z ustaloną chronologią: od antyku do nieszczęsnej współczesności. 

Na tydzień przed maturą skupiłam się na streszczeniach najważniejszych lektur, szczególnie tych ogwiazdkowanych. Książki, z których korzystałam to: opracowania wydawnictwa GREG (Ściągi, Repetytorium maturalne) oraz "streszczenia problematyka" Teresy Nowackiej. Oprócz tego na youtube.com jest wiele kanałów kładących nacisk na naukę języka polskiego. Ja przez całą szkołę średnią byłam wierna Lekturek.pl. W ciekawy sposób opowiedziana treść książek, między innymi i tych nietkniętych jak np. "Wesele" Wyspiańskiego, od ranu stawała się prostsza i nieco bardziej zrozumiała. 


Zeszyty z języka miałam miałam dwa (również formatu A4), w których niejednokrotnie pojawiały się rozbudowane interpretacje wierszy, omówione notatki z lektur, ale i zagadnienia dot. epok.

O języku angielskim nie będę się rozpisywać. Na gramatykę zawsze patrzyłam pobłażliwie, ale słownictwo szlifowałam i szlifuję nadal. Uczę się z aplikacji Memrise, która jest świetna! Telefon mam ze sobą wszędzie, dlatego każdą wolną chwilę mogę wciąż wypełniać przyjemnym i pożytecznym, a poza tym na moje konto mogę logować się także za pomocą komputera. Ponadto polecam czytanie książek (♥) lub oglądanie filmów w obcym języku, ale na to trzeba mieć zarówno czas jak i cierpliwość. Ps. Obecnie rozpoczęłam swoją przygodę z językiem niemieckim - zobaczymy, co z tego wyjdzie!



Historia sztuki to przedmiot, który zdawałam bardziej z rozsądku niż wiedzy. Choć miałam rozszerzoną geografię, którą uwielbiałam, zrezygnowałam z niej, gdyż kompletnie nie byłaby mi do niczego potrzebna. Podstawiłam na wszystko to, co może mi się przydać. Nie podejmuję również studiów związanych z wyuczonym zawodem - ekonomią. Natomiast swego czasu zastanawiałam się nieco nad studiami artystycznymi, lecz ostatecznie mój plan B uległ znacznym zmianom.

Co robiłam, aby zdać historię sztuki? Cóż, od czasu do czasu czytam książki o sztuce, interesuje się tym, ale do samej matury z tego przedmiotu podeszłam tylko po to, aby się sprawdzić i nic poza tym. Może czasami własnie takie podejście jest najlepsze? Zobaczymy w lipcu :)

Poniżej moja mała kolekcja książek i poradników o sztuce


Z tego co wiem, formuła egzaminu dojrzałości zmieniała się wielokrotnie, więc bardzo ciekawi mnie jak wyglądała matura w przypadku starszych czytelników? A może przyszli maturzyści mają jakieś nurtujące ich pytania? Pozdrawiam serdecznie

Komentarze

  1. Świetny post! Ciekawi mnie na jaki kierunek chciałabyś iść?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym iść na kierunek, który łączyłby artystyczną duszę z umysłem ścisłym. Zobaczymy, co z tego wyniknie :)

      Usuń
  2. Ojejciu, ile zeszytów! mnie czeka matura za 2 lata i też jestem na mat-fizie :/ mam dużo nieobecności ze wzglądu na częste bycie chorym ale jakoś to będzie! :D https://wiktoriaz1art.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Boziu... ile wszystkiego. Jedno jest pewne, dałaś z siebie wszystko. Wielkie brawo, to inspirujące. Życzę z całego serducha, byś się dostała na wymarzone studia. Trzymam kciuki. Pozdrawiam bardzo serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow szanuję za to w jaki sposób prowadziłaś zeszyt od matematyki, mój to był istny chaos,jedynie każdy nowy dział był ładnie zaczynany abym te najważniejsze wiadomości miała jakoś przejrzyście. Jednak to wina nauczycielki która niestety nie potrafiła niczego nauczyć i gdyby nie kursy internetowe to nie wiem jak bym sobie poradziła, mimo to że do matematyki na prawdę się przykładałam.
    Jaki temat wylosowałaś na ustnym polskim? :)
    Powodzenia w dostaniu się na wymarzone studia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ustnym polskim Wylosowałam temat dot. języka. Odwołam się to reklamy sieci T-mobile i do teleturnieju Familiada.

      Co do zeszytów od matematyki to nie ukrywam, ale to chyba jedyny przedmiot, w którym dobitnie się do końca starałam.

      Usuń
  5. Mój tata prawie wszystkie filmy (głównie amerykańskie) ogląda z napisami :). Co do mnie, decyduję się na lektora tylko w ostateczności, a zdubbingowanych filmów unikam jak ognia. Dubbingi są do filmów animowanych, nie fabularnych. Ostatnio, ku swojej rozpaczy, oglądałam ,,Jeźdźca znikąd" z dubbingiem, a przedtem ,,Bogów Egiptu" w TV. Matko, jakież to było okropne! A najgorsze jest to, że dubbingują nawet moje kochane ,,Star Wars'y". Tell me, why??

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

♥ Obraźliwe, anonimowe komentarze nie będą akceptowane.

Popularne posty